Przejdź do treści

Wrzosowisko Mostówka

Wrzosowisko Mostówka

Wrzosowisko w okolicach wsi Mostówka to jedno z największych wrzosowisk w Polsce. Zajmuje obszar około 400 hektarów. Pola wrzosów ciągną się po horyzont. Normalnie grzech się tam nie wybrać, bo takie cuda można zobaczyć w odległości tylko 50 kilometrów od Warszawy.

Wrzosowisko Mostówka – gdzie to jest?

Wrzosowisko Mostówka znajduje się między miejscowościami Mostówka a Lucynów. Dojazd z Warszawy jest prosty: trzeba się kierować S8 w kierunku Białegostoku, przed Wyszkowem trzeba zjechać w prawo zjazdem na Mostówkę. Po około 2 kilometrach za zjazdem z S8 przejeżdża się przez tory. Tuż za torami najlepiej poszukać miejsca do parkowania. Trzeba się kierować polną drogą, która znajduje za torami po lewej stronie.

Są dwa największe problemy, żeby zobaczyć wrzosowiska w pełnej krasie. Po pierwsze, trzeba o nich w ogóle wiedzieć. Drugi problem to taki, że trzeba trafić w odpowiednie okno czasowe, kiedy wrzosy kwitną, czyli między końcówką sierpnia a połową września. W sumie trudno sobie wyobrazić lepszy sposób na świętowanie nadejścia września, jak właśnie wizyta na wrzosowisku. Pod tym względem jeżyk polski jest super, że mamy własne nazwy miesięcy, które brzmią inaczej niż w większości innych języków europejskich, które zapożyczyły się pod tym względem w łacinie. Jeśli chodzi o rozwiązanie problemu nr 1, ja znalazłem cynk na moim ulubionym blogu, Paragon z Podróży. Choć wciąż niezbyt wiele osób zna to miejsce. Byliśmy tam w sobotę i tłumów tam zdecydowanie nie było. Ale że miejsce jest przepiękne, to napotkaliśmy na kilka sesji fotograficznych.

Wydmy Lucynowsko-Mostowieckie

Teren wrzosowisk jest objęty przez program Natura 2000. Według informacji zamieszczonych na stronie programu, tak duże wrzosowisko powstało z powodu pożaru lasu, który miał miejsce w 1993 roku. Po pożarze wrzosy uzyskały miejsce, żeby się rozprzestrzenić. Tereny wrzosowisk leżą na piaszczystym pagórkowatym terenie, pełnym wzniesień w postaci wydm. Kiedyś też podobno wydobywano stąd piasek. W każdym razie hhabicz miał dużo radości z biegania po wydmach. Ja nieco mniej – wózek z hhabiówną nie bardzo dawał radę, więc trzeba było zostawić wózek i nosić małą w nosidełku. Ale co tam, widoki naprawdę wynagradzały wszelkie niedogodności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *