Lwów zwiedziłem przy okazji wyprawy w Gorgany. Cieszyłem się, że będzie okazja zobaczyć to miasto, bo zawsze byłem bardzo ciekawy, jak to miasto wygląda i jak dużo jest śladów polskiej historii. Na samym wstępie zaznaczę, że nie pamiętam już, żeby gdzieś w jakimś innym mieście tak bardzo mi się spodobało.
7 powodów, dla których warto odwiedzić Lwów
Po pierwsze, miasto ma bogatą i ciekawą historię, z która warto się na miejscu zapoznać.
Po drugie, we Lwowie w obrębie starej części miasta można odnaleźć ślady wielu kultur, które żyły tu kiedyś obok siebie, m.in. polskiej, ukraińskiej, żydowskiej, ormiańskiej. austriackiej.
Po trzecie, zafascynowała mnie architektura Lwowa: jest wiele pięknych budynków, choć często ich fasady nie są wymuskane i wymagają remontu. Ale moim zdaniem w tym właśnie kryje się urok lwowskich kamienic i kościołów. Miasto wygląda ciekawiej, nie jest bez skazy, tak jak każde inne słynne miasto z zachodu Europy.
Po czwarte, w porównaniu z innymi słynnymi miastami, w których atmosferę głównie kształtują tysiące wałęsających się turystów, we Lwowie czuje się klimat miasta zamieszkałego przez studentów i artystów. Myślę, że być może podobną atmosferę dało się kiedyś odczuć w Krakowie czy Pradze, w których to miastach dziś nie da się dostrzec nic poza hordami zwiedzających.
Po piąte, we Lwowie jest mnóstwo ciekawych restauracji i kawiarenek. Często też restauracje swój osobliwy pomysł na obsługę klientów.
Po szóste, dla Polaków jest tam turbo tanio. Nocleg w hostelu w centrum można znaleźć za 25 PLN, dwudaniowy obiad w bardzo dobrej restauracji to 20 PLN.
Po siódme, można znaleźć ciekawe atrakcje poza centrum Lwowa, takie jak Muzeum Architektury Ludowej i Życia Codziennego, czy Cmentarz Łyczakowski
Lwów: zagmatwana historia
Nie mieliśmy dużo czasu we Lwowie, więc postanowiliśmy pójść na wycieczkę w ramach typowego free walking tour. Ogólnie byliśmy zadowoleni z naszej przewodniczki, Wiedziała dużo na temat historii miasta i z entuzjazmem snuła swoje opowieści. Natomiast przedstawiona przez nią interpretacja historii Lwowa była jak dla mnie dość osobliwa. Zaznaczę, że nie jestem żadnym polskim nacjonalistą, niemniej uważam, że do historii trzeba mieć szacunek i przedstawiać ją możliwie jak najbardziej rzetelnie. Otóż na samym wstępie opowieści przewodniczki usłyszałem, że założony w 1256 roku Lwów to miasto oryginalnie ukraińskie. Serio? No i sobie tak myślę, co wspólnego ma Ruś Kijowska z Ukrainą? Bo wydawało mi się jednak, że Ukraina jako naród i państwo to wywodzi się z ruchów kozackich. A jeśli już ktoś przejął dziedzictwo Rusi Kijowskiej, to raczej była to Moskwa. Poszperałem potem w internetach, tutaj ciekawy tekst na temat pochodzenia państwowości ukraińskiej.
Polacy: gospodarze czy okupanci?
Dowiedziałem się jeszcze więcej różnych ciekawostek historycznych. Przykładowo, z opowieści przewodniczki można było wysnuć wniosek, że obecność Polaków we Lwowie można by było porównać do obecności okupantów. Osoba niewprawna w znajomości historii na pewno nie wyłapałaby z opowieści jakiejkolwiek różnicy pomiędzy polskimi wpływami we Lwowie względem chociażby panowania Austriaków w trakcie zaborów.
To, co jeszcze mnie bardzo raziło, to kwestia upamiętnienia UPA i Stepana Bandery. Wszędzie jest pełno wszelakich dedykowanych im pomników. Na moje oko to w Polsce AK nie jest tak upamiętnione, jak UPA na Ukrainie. Niby w kontekście UPA głównym wrogiem są Moskale, ale i tak byłem tym mocno zniesmaczony.
Dziś bez wątpienia Lwów to miasto ukraińskie, Polacy stanowią mniej niż 1% ludności (choć w wielu miejscach można swobodnie po polsku rozmawiać). Ale na mój gust takie wygumkowanie Polaków jako gospodarzy tego miasta jest po prostu słabe.
Lwów, starówka
Stare Miasto Lwowa zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Spacer starówką to wielka frajda, przyjemnie jest zagubić się w uliczkach i podwórkach. Ciekawym niezwykle urokliwym miejscem jest kwartał ormiański, z oryginalnym kościołem, dawnym bankiem i restauracyjkami. Zdecydowanie też polecam przejść wzdłuż całej ulicy Starojewrejskiej, przy której znajduje się malowniczych zakątków. Mnie najbardziej przy tej ulicy podobały się okolice Królewskiej Piwowarni oraz okolice synagogi Złota Róża. Z kolei najbardziej reprezentacyjnym budynkiem Lwowa wydał mi się gmach Opery Lwowskiej. Podobno warto odwiedzić odznaczające się wyjątkowym przepychem wnętrzem opery, na co niestety mi nie starczyło czasu.
Lwowskie kościoły i cerkwie
Lwów jest wyjątkowo bogaty w kościoły i cerkwie. Mi się podobała szczególnie Cerkiew Uspieńska wraz z dzwonnicą (Wieża Korniaka) oraz Kaplicą Trzech Hierarchów. Niesamowicie wygląda Kaplica Boimów, tak z zewnątrz i jak i wewnątrz. Kaplica Boimów jest położona tuż obok katolickiej katedry, Bazyliki Wniebowzięcia Najświętsze Maryi Panny. Jak ktoś kojarzy z “Potopu” Sienkiewicza i z lekcji historii śluby lwowskie, to odbyły się właśnie w tej katedrze. Ciekawych świątyń jest znacznie więcej: kościół Dominikanów, kościół Jezuitów, katedra świętego Jura.
Masochizm i lampy naftowe
Ale w mojej opinii to nie kościoły i cerkwie są głównym elementem klimatu miasta. Kluczowe są tu małe uliczki, stare, często obdrapane kamienice, podwórka i knajpy. Dużo jest ciekawych podwórzy, których przestrzeń została zagospodarowana przez wszelakie inicjatywy artystyczne. To, co jeszcze mnie szczególnie zainteresowało, to pomniki sławnych lwowiaków. Okazało się, że Lwów jest kolebką masochizmu. Na ulicy Serbskiej stoi oryginalny w formie pomnik pewnego Austriaka, Leopolda von Sacher-Masocha. Ten jegomość był autorem noweli “Wenus w futrze”, w której znalazł się opis praktyk erotycznych, które potem nazwano masochizmem. Z kolei na ulicy Ormiańskiej stoi również ciekawy formie pomnik Ignacego Łukasiewicz oraz Jana Zeha, wynalazców nafty oraz lampy naftowej.
Żydowski Lwów
Niestety, niewiele zostało pamiątek po społeczności żydowskiej, która przez całe wieki prężnie funkcjonowała we Lwowie. Turyści najczęściej odwiedzają pozostałości po wysadzonej przez Niemców w powietrze synagodze Złota Róża. Na placu w miejscu synagogi stoi pomnik upamiętniający lwowskich Żydów. Wciąż jest dużo kamienic, w których można odnaleźć ślady po mezuzach. Mieszkania Żydów były skupione wokół Starego Rynku. Jak zawsze w takich miejscach ciężko się ogarnąć z przygnębienia. Zresztą Żydzi byli prześladowani dużo wcześniej niż II wojna światowa. Już wieki temu straszono ich, że jeśli nie zapłacą wyższych podatków, to woda z ich studni zostanie zatruta…
Restauracje i kawiarenki
We Lwowie pełno jest ciekawych restauracji i kawiarenek. Swoje wymyślne pomysły na obsługę gości mają chociażby restauracje przy pomnikach Leopolda von Sachera-Masocha oraz Ignacego Łukasiewicza. Oczywiście te pomysły nawiązują do bohaterów stojących nieopodal pomników. Bardzo ciekawym miejscem, mimo wszystko wartym odwiedzenia, jest Kryivka. Dlaczego “mimo wszystko”? Bo Kryivka to knajpa stylizowana na wojskową kryjówkę UPA. Trochę to jest oczywiście momentami sztucznie wystylizowane na potrzeby turystów. Wchodzi się na hasło “Sława Ukrainie”. Sprawdzają, czy wśród gości nie skrył się czasem jakiś Moskal. Koniecznie trzeba zajrzeć na podwórko i na taras, żeby obejrzeć murale i broń. Inną ciekawą restauracją jest też znajdujący się przy Rynku Atlas. W Atlasie spotykali się sławni lwowscy artyści, tacy jak Bruno Schultz czy Jan Kasprowicz. Podobno w środku można odnaleźć ich ślady w postaci wierszy zapisanych na ścianach czy karykatur.
Z kawiarenek spodobały mi się znajdujące się przy Rynku Lwowska Kopalnia Kawy, oraz znajdujące się przy ulicy Starojewrejskiej Ciepły Piec. Kopalnia Kawy to dużo więcej niż kawiarnia: można zwiedzić znajdującą się pod budynkiem kopalnię czy też kupić kawę w ziarnach i inne lwowskie pamiątki. Z kolei Ciepły Piec to kawiarnia z wystrojem wykonanym na bazie kafli z lwowskich pieców. Wnętrze robi imponujące wrażenie – w razie czego pamiętajcie tu też skorzystać z toalety 😉
Skansen, czyli Muzeum Architektury Ludowej i Życia Codziennego
We Lwowie, z rekomendacji kompana wyprawy w Gorgany, pojechaliśmy jeszcze do tutejszego skansenu, który o dziwo znajduje się nie tak bardzo daleko od centrum miasta. To miejsce nazywa się Muzeum Architektury Ludowej i Życia Codziennego. Zebrano tutaj wiejskie chaty i cerkwie z różnych regionów zachodniej Ukrainy. Każdy region ma swój obszar: Bojkowszczyzna (pogranicze Ukrainy i Polski w okolicach Bieszczad), Łemkowszczyzna, Huculszczyzna (Ukraina Zachodnia na obszarze Wschodnich Karpat), Bukowina (pogranicze ukraińsko-rumuńskie), Podole oraz Pokucie (Karpaty Wschodnie w pobliżu granicy z Rumunią). Wszystkie te krainy leżały kiedyś w granicach Polskie przedrozbiorowej.
Najciekawsze moim zdaniem w skansenie były nie chałupy, ale piękne drewniane cerkwie. W skansenie znajduje się też drewniany kościółek z Jazłowczyka, który został tu umieszczony w wyniku polsko-ukraińskiej współpracy. Jeśli chodzi o same chałupy, trochę szkoda, że nie odtworzono całych zagród, tak jak ma to miejsce w skansenie w Sierpcu. Widać też od razu lokalną specyfikę chałup: nie były malowane, tak jak miało to miejsce w przypadku mazowieckich chałup. W poszczególnych chałupach można też zobaczyć, jak kiedyś wyglądały takie prace jak tkactwo, wypiekanie chleba, kuźnictwo czy garncarstwo.