Toskania to region, w którym pięknych miast jest co najmniej kilkadziesiąt. W trakcie naszej podróży przez Toskanię miałem wrażenie, że każda, nawet najmniejsza dziura, ma na pęczki zabudowań pochodzących ze średniowiecza. A jeszcze każde z tych malych miasteczek jest tak malowniczo położone, na szczycie wzgórza, w otoczeniu pól winorośli. Nam udało się zobaczyć te najbardziej znane, czyli duze miasta Florencja i Siena, a z tych mniejszych San Gimignano i Volterra. O miasteczkach Pienza oraz Montepulciano, położonych w pobliżu Val d’Orcia, pisałem już wcześniej.

Pomimo, że odległości pomiędzy w Toskanii pomiędzy tymi miastami nie są duże, to wąskie i kręte drogi wymuszają wolną jazdę i delektowanie się widokami. Co chwila krajobrazy zachęcały nas, żebyśmy zboczyli z obranego planu wycieczki. Ale jednak mała Hhabiówna nam na to nie pozwalała. W tym czasie miała dwie drzemki w ciągu dnia. Pierwszą wykorzystywaliśmy, żeby dojechać z Agroturismo Ormanni docelu wycieczki, a drugą, żeby wrócić z powrotem.

San Gimignano
Jako cel pierwszej wycieczki wybraliśmy San Gimignano. To miasteczko znałem z fotografii i z relacji już kilkanaście lat. Na zdjęciach wyglądało niesamowicie dzięki kilkunatu średniowiecznym wieżom, które się zachowały aż do dziś. Wtedy też zapamiętałem, że San Gimignano nazywa się średniowiecznym Manhattanem. Przyznam szczerze, że po wizycie w miasteczku miałem mieszane uczucia. San Gimignano rzeczywiście jest unikatowym miejscem jeśli chodzi o zachowanie klimatu średniowiecza. Dzięki temu miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Z perspektywy czasu dostrzegam też, jak świetnie miasteczko prezentuje się na zdjęciach, które zrobiliśmy. Ale jednak kiedy spacerowaliśmy sobie po San Gimignano miałem wrażenie, że miasteczko jest zupełnie wymarłe. Oczywiście dookoła było pełno ludzi, ale były to masy turystów. Zdawało mi się – nie mam pewności, czy słusznie – że z miejscowych nikt tu nie mieszka. Założylbym się, że wszyscy pracownicy restauracji i sklepików dojeżdżają skąd indziej, że San Gimignano to tylko miejsce ich pracy, a nie zamieszkania. Wydawało mi się też, że jak na okres poza sezonem (początek maja), to strasznie dużo jest turystów. Ale zdanie zmieniłem już potem, kiedy pokapowałem się, ilu turystów jest we Florencji 😉

W gąszczu średniowiecznych wież
San Gimignano jest położone na wzgórzu (334 m.n.p.m.). Warto się przespacerować wokół murów miasteczka, skąd roztaczają się malownicze widoki na okolicę. Miasteczko jest niewielkie, dlatego przejście z jednego końca na drugi nie zajmuje dużo czasu. W cetrum znajdują się dwa place: Piazza della Cisterna oraz Piazza Duomo. Wokól znajduje się 14 średniowiecznych wież. To i tak w sumie niewiele, bo w średnowieczu było ich aż 72. San Gimignano swój rozkwit przeżywało w XIII wieku i w pierwszej połowie XIV. I wszystko zakończyła panosząca się zaraza czarnej śmierci w 1348 roku
Kiedy zwiedzaliśmy toskańskie miasteczka, sporym wyzwaniem było dla mnie znajdowanie punktów, z których roztaczał się panoramiczny widok. W przypadku San Gimignano taki widok można zobaczyć z drogi, która z miasteczka prowadzi do wioski Santa Lucia. Przyda się tu porządny aparat z obiektywem, jednak smartfon z takim widokiem nie radził się zbyt dobrze.

Volterra
To kolejne słynne miejsce, jakie oferuje Toskania. Miasteczko znajduje się w odległości 30 kilometrów od San Gimignano, w kierunku południowo-wschodnim. Na pewno jest jednak mniej charakterystyczna niż San Gimignano – nie ma tych słynnych wież. Jednak w moim odbiorze Volterra była miastem, które z jednej strony miało równie średniowieczny klimat jak San Gimignano. Z drugiej strony turystów nie było aż tak dużo. Dzięki temu w miasteczku panowała dużo bardziej przyjeman atmosfera.

Ciekawym miejscem, jakie widzieliśmy w Volterra, był antyczny teatr zachowany z czasów Cesarstwa Rzymskiego. W pamięć zapadło mi również XII-wieczny romański budynek baptysterium. w centrum znajdował się główny plac miejski, Piazza del Priori. Przy Piazza del Priori znajdują się główne miejskie budynki, w tym ratusz i katedra. To bardzo miłe i sympatyczne miasto i bardzo przyjemnie spędziliśmy tam czas. Ale przyznam, że po prawie roku w pamięci nie zachowało mi się zbyt dużo charakterystycznych miejsc. I w sumie jednak San Gimignano podobało mi się nieco bardziej niż Volterra.

Siena czy Florencja: które miasto jest fajniejsze?
Toskania to region, w którym od wieków rywalizowały ze sobą dwa miasta: Florencja oraz Siena. Toczyły ze sobą wojny: mieszkańcy jednego miasta popierali papieża, a drugiego cesarza. Mieszkańcy każdego z tych miast są przekonani o swojej wyjątkowości na skalę galatyki. Ostra rywalizacja miast trwa do dziś. I choć to Florencja częściej dominowala nad Sieną, to moje serce zabiło sto razy mocniej w Sienie. Dla niektórych pewnie to zabrzmi jak herezja, ale w ogóle żałuję, że pojechaliśmy do Florencji.
Warto dodać, że zespoły zabytków tak ze Sieny, jak i z Florencji, są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Siena: perła gotyku
Wiem, że to nie jest najważniejsze, ale nie mieliśmy żadnego problemu z parkowaniem. Wystarczyło wpisać w nawigację nazwę ulicy Via di Fontebranda i po problemie. Zaparkowaliśmy na jednym z kilku płatnych parkingów, skąd do centrum było kilka kroków.

Katedra Matki Boskiej Wniebowziętej w Sienie
Poszliśmy w kierunku katedry, na plac Piazza del Duomo. Katedra zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Fasada katedry jest przepiękna. Zawera wiele róznych ozdobnych elementów, które sprawiaja, że przez dłuższe chwilę patrzyłem na nią z zachwyconą rozdziawioną gębą. Zresztą kopuła katedry i dzwonnica też wygladają okazale. Całość robi mega wrażenie, szczególnie, kiedy pokapowałem się, że katedra została zbudowana w połowie XIII wieku. Do tej pory gotyckie katedry kojarzyły mi się z dość surowym wyglądem. Za to gotyk w wykonaniu katedry Matki Bożej Wniebowziętej w Sienie nie stroni od przepychu. Widać to nie tylko po fasadzie, ale nawet jeszcze wyraźniej we wnętrzu.

Widok z Facciatone
No właśnie – w Sienie nie mieliśmy żadnych problemów, żeby od ręki kupić bilet umozliwiający wejście do środa katedry. Piszę o tym dlatego, że we Florencji już nie było tak łatwo. W każdym razie w Sienie nie było kolejki do kasy, ani do katedry. Była kolejka, w której czekaliśmy około 40 minut, żeby wejść na taras widokowy Facciatone. Facciatone to fasada niedokończonej nawy katedry. Nową nawę rozpoczęto budować w XIV, ale epidemia dżumy spowodowała zatrzymanie prac. Facciatone od razu zwrócilo moją uwagę, jak tylko znaleźliśmy się w okolicach katedry. Ludzie na szczycie Facciatone wyglądali jak mrówki, które za chwilę zdmuchnie wiatr.
Wejście na taras Facciatione z małą Hhabiówną w nosidle wymagało sporejj uwagi, ale się udało. I było naprawdę warto. Widok z góry na katedrę i na całą Sienę. Wszędzie dookoła było widać stare budynki – pewnie większość z nich zbudowana w średniowieczu. No i można było też z góry popatrzeć na Piazza del Campo praz stojącą przy nim dzwonnicę Torre del Mangia.

Piazza del Campo
To jest jednak niesamowite, że najbardziej znanym miejscem w Sienie wcale nie jest ta wspaniała katedra. Najcześciej na widokówkach jest chyba przedstawiany centralny miejski plac, Piazza del Campo. Piazza del Campo ma unikalny kształt półkola, czy raczej w zasadzie muszli. Najbardziej charakterystyczną budowla przy placu jest wieża i dzwonnica Torre del Mangia. Obok wieży stoi Palazzo Pubblico, kiedyś siedziba władz miejskich, a dziś muzeum historii Sieny (Museo Civico). Na Torre del Mangia można wejść i patrzeć na Sienę z góry. Trzeba tylko pokonać kilkaset stopni schodów 😉 Wokół placu jest mnóstwo knajpek. Na szczęście plac jest ogrmony, dzięki temu każdy znajdzie dla siebie trochę przestrzeni, żeby się dookoła pogapić.

Spacerowaliśmy sobie po Sienie, aż dotarliśmy do kościoła San Domenico. Kościól jak kościół, ale z jego okolic roztacza się piekna panorama na Sienę, na katedrę i Torre del Mangia oraz na dziesiątki starych budynków leżących poniżej.
Wycieczka po Sienie to moim zdaniem jedno z najlepszych doswiadczeń, jakie Toskania ma do zaoferowania. A przecież Toskania ma wiele atrakcji i przede wszystkim Florencję, najgroźniejszą konkurentkę Sieny. Siena nas zachwyciła. Ale po cichu liczyliśmy na to, że Florencja – polecana przez tylu znajomych – zrobi na nas równie wspaniałe wrażenie. Ale nie zrobiła…

Florencja, perła renesansu
Toskania ma swoją stolicę, która znajduje się na szcytach rankingów najwspanialszych atrakcji regionu. To stąd pochodzi floren, jedna z bardziej znanych walut w średniowiecznej Europie. We Florencji tworzyli najwięksi geniusze Renesansu, włączając w to Michała Anioła i Leonardo da Vinci. Tu znajduje się Galeria Uffizi, jedno z najstarszych i najbardziej znanych muzeów na świecie. Florencja była stolicą Republiki Forenckiej, a potem Wielkiego Księstwa Toskanii. Rządził tu m.in. słynny Machiavelli, a także słynny ród Medyceuszy, z którego pochodziło trzech papieży, i którego banki finansowały wiele europejskich dworów. Zaryzykuję porównanie, ze w XV wieku Florencja była takim miastem dla świata, jak w XX wieku Nowy Jork. Tak więc wizyta we Florencji zapowiadało się na super wycieczkę.

Florencja – gdzie zaparkować?
Pierwsze wyzwanie związane z wizytą w mieście samochodem, to oczywiście znalezienie miejsca parkingowego. Ale nie tylko o miejsce parkingowe chodzi. We Florencji szczególnie ważne jest ogarnięcie, gdzie zaczyna się strefa ograniczonego ruchu ZTL (Zona Traffico Limitato). Po strefie ZTL mogą się poruszać tylko samochody mieszkańców, którzy mają specjalne pozwolenie. Takie strefy istnieją w wielu włoskich miastach, ale podobno we Florencji zakaz wjazdu do tej strefy jest szczególnie restrykcyjnie kontrolowany.
Zaparkować można na placu Piazzale Michelangelo, jeśli stanie się cud i znajdzie się wolne miejsce 😉 My niestety cudu nie doświadczyliśmy. Ale Piazzale Michelangelo i tak warto odwiedzić, bo z tego miejsca można zobaczyć najpiekniejszą panoramę Florencji. Wyczytałem, że mejsca do parkowania można znaleźć przy via dei Bastioni, niedaleko Piazzale Michelangelo. Ostatecznie znaleźliśmy wolne miejsce przy uliczce via Carlo Marsuppini. W sumie nie wyszło najgorzej, bo do centrum doszliśmy na piechotę. Szliśmy wzdłuż rzeki Arno. Od najsłynniejszego mostu Ponte Vecchio dzieliło nas dwa mosty.

Florencja, katedra Santa Maria del Fiore
Relację z Florencji rozpocznę od pozytywu (w sumie tylko jednego), czyli florenckiej katedry Santa Maria del Fiore. Kiedy wszedłem na katedralny plac Piazza del Duomo zupełnie oniemiałem. O ile katedra w Sienie jest piękna, o tyle katedra we Florencji jest nie z tego świata. Od razu skojarzyło mi się, że ta katedra to jedna z tych budowli, o których zbudowanie można podejrzewać kosmitów. Kośiół jest wielki, co w połączeniu ze zdobioną fasadą, wielką czerwoną kopułą oraz dzwonnicą robi niepowtarzalne wrażenie. NIesamowita jest ta gigantyczna kopuła, jak oni ją w ogóle zamontowali? Potęgę kopuły katedry dobrze widać na panoramie Florencji z Piazzale Michelangelo.
Historia katedry Santa Maria del Fiore jest pod pewnym względem podobna do Sacrada Familia z Barcelony. Tak jak Sacrada Familia jest wciąż budowana już od ponad 100 lat, tak budowla florenckiej katedry trwała aż 600 lat. Kościół konsekrowano w połowie XV wieku, ale dopiero w drugiej połowie XIX wieku zakończono budowę fasady.

Dlaczego Florencja poległa w moim prywatnym pojedynku ze Sieną?
Mimo tego, że zobaczyłem na własne oczy tę piękna katedrę Santa Maria del Fiore, do dziś żałuję, że w ogóle pojechaliśmy do Florencji. Dla mnie to miasto było straszne. Jeśli w San Gimignano wydawało mi się, że jest dużo turystów, to jakich sformulowań miałbym użyć do opisania natłoku ludzi we Florencji? W centralnej części miasta idzie się nieprzerwanym tłumie turystów. Dodatkowo, na parterach budynków znajdują się dziesiątki sklepów z drogimi ciuchami, biżuterią, torebkami i innym szajsem. Wokół też mnóstwo ultradrogich restauracji. Wszystko, żeby z turystów wyrwać jak najwięcej hajsu.
Na placach takich jak Piazza della Republica oraz Piazza della Signoria mnóstwo jakiegoś cyrków w stylu karuzela z różowymi konikami. Na placu katedralnym stały jakieś turbo długie kolejki do wejścia do katedry oraz na dzwonnicę. Chociaż nawet jeśli chcielibyśmy stać w tych kolejkach, to i tak nie byłoby opcji. Bilety do wejścia do katedry trzeba kupować z kilkudniowym wyprzedzeniem. Przed Galerią Uffizi to samo, długa kolejka. Ten niby super most Ponte Vecchio to jakiś niewypał. Przeciskanie się na tym moście przez tłumy, ogladające świecidełka w sklepikach jubilerskich, ma być romantyczne? Serio? Budynek ratusza Palazzo Vecchio przy Piazza della Signora to nie to samo, to piekne otoczenie Piazza del Campo w Sienie. No po prostu Florencja nie nadaje się do tego, żeby sobie ją zwiedzić ota tak spontanicznie. Raczej wszystko trzeba starannie zaplanować i z odpowiednim wyprzedzeniem kupić wejściówki do najsłynniejszych obiektów.

Mniej znana Toskania, czyli ruiny klasztoru San Galgano
Toskania ma całe mnóstwo mniej znanych skarbów. Jednym z takich obiektów są ruiny klasztoru Cystersów San Galgano. Początkowo nie planowałem tam jechać. Ale na okładce przewodnika po Toskanii, który znaleźliśmy w naszym Agrityrismo Ormanni, zobaczyłem piekne zdjęcie kościoła bez dachu. I cieszę się, że zmieniłem plan objazdu Toskanii. San Galgano leży na zupełnym uboczu, nie bardzo da się dojechać tam po drodze do jakiejś innej atrakcji. I bardzo dobrze, dzięki temu mieliśmy cały obiekt prawie tylko dla siebie.
Bardzo ciekawa jest historia powstania klasztoru oraz historia życia patrona, Galgano Guidotti. W każdym razie ta historia skończyła się niezbyt miło. Cystersi opuścili ten klasztor w wyniku klęski głodu i epidemii dżumy. W XVIII wieku, w wyniku uderzenia piorunu zawaliło się sklepienie. I od tego czasu dachem kościoła jest niebo. Tym samym, w zależności od pogody ruiny wygladają za każdym razem inaczej. Ale za każdym razem niesamowicie.
Piękne są też okolice samego klasztoru. Do klasztoru idzie się drogą, wzdłuż której rosną cyprysy. Całe miejsce ma niesamowitą, magiczną atmosferę i szczerze polecam, żeby je odwiedzić.

Toskania – podsumowanie
Bardzo się cieszę, że udało nam się tę Toskanię w końcu zobaczyć. Wspomnę tutaj, że wcześniej już trzykrotnie mieliśmy kupione bilety do Toskanii. I ciągle działo się coś, co uniemożliwiało nam skorzystanie z tych biletów. Choroba, pogrzeb w rodzinie, znowu choroba… Nawet zacząłem myśleć, że to może jakiś znak i że nie należy już tu przyjeżdżać, żeby nie kusić losu 😉 Ale jednak udało się dojechać i co nieco zobaczyć.

Spełniło się moje marzenie, żeby zobaczyć Val d’Orcia, dla mnie to najpiękniejsza część całego regionu. Mieszkaliśmy w pięknej willi pośrodku winnic Chianti. Trafiliśmy na nie do końca sprzyjające okoliczności. Codziennie padał deszcz, chmury często zasłaniały widoki. 10-miesięczna Hhabiówna nie zawsze miała tyle ochoty na zwiedzanie, co my. Ale tym bardziej czuję satysfakcję, że te znane z tylu fotografii miejsca zobaczyliśmy na własne oczy.
